Aleksandra Aleksandra
153
BLOG

Skrajności górą - moja prywatna diagnoza

Aleksandra Aleksandra Polityka Obserwuj notkę 1

Czytając i słuchając wypowiedzi na temat katastrofy smoleńskiej można zauważyć, że, choć właściwie  wszyscy mówią o jedności to jedność ta ma polegać na przyjęciu jednego tylko stanowiska. Dominują dwie postawy, z których rzecz jasna jedna wyklucza drugą. Ani w jednym, ani w drugim przypadku na poważne wątpliwości nie ma miejsca. Tak w obrębie jednej, jak i drugiej postawy są warianty skrajne i nieco bardziej umiarkowane, ale nie na tyle umiarkowane by uznać racje drugiej strony.

POSTAWA 1) - "Zwykła katastrofa"

Tak nazywam ten wariant. Rzecz sprowadza się do odebrania katastrofie cech wyjątkowości. Z tego właśnie wynikał sprzeciw (nie wątpliwości, ale właśnie sprzeciw) wobec pochowania Pary Prezydenckej na Wawelu, bo przecież Wawel to nie miejsce pochówku dla ofiar zwykłych wypadków. To, że wypadek był zwykły, to jasne. Zamachu nie było na pewno, a kto sugeruje, że wersję o zamachu należy przynajmniej zbadać dla porządku ten jest oszołomem, a do tego zdrajcą, bo wystawia Polskę na śmieszność i naraża interes naszego kraju, jakim są dobre stosunki z Rosją (dlaczego dobre stosunki z Rosją miałyby być celem samym w sobie tego już nikt nie wyjaśnia). W wersji skrajnej tej postawy (Palikot) spotyka się niechęć do jakichkolwiek uroczystości rocznicowych. Wersja umiarkowana takie uroczystości dopuszcza, ale powinny one odbywać się w milczeniu, z całkowitym pominięciem kontekstu politycznego. Okoliczności, w jakich zginęli nie mają znaczenia. Z tej postawy wynika też, iż jedyną dopuszczalną formą pomnika jest pomnik na cmentarzu. Tu nasuwa się takie skojarzenie - pamiętam jak w Polsce i innych krajach okupowanych niegdyś przez Armię Czerwoną usuwano z miast "pomniki wdzięczności". I gdzie je umieszczano? Właśnie na cmentarzach. Ograniczenie miejsca upamiętnienia do cmentarza jest stosowne, ale tylko w przypadku wrogów. Może głosiciele teorii "zwykłej katastrofy" nie robią tego świadomie, ale wygląda, że uznają Prezydenta Kaczyńskiego za wroga. Palikot sformułował to zresztą dobitnie: wymienił kilku swoich znajomych, których mu żal, przyznał, że żal mu załogi, ale innych to nie.  Nie cytują dosłownie, ale tak zrozumiałam sens jego wypowidzi w "Faktach po Faktach". Inni tezy tej tak dobitnie nie formułują. Pytanie: czy Palikot jest tylko skrajnym przykładem postawy nie podzielanej przez większość nawet zwolenników teorii "zwykłej katastrofy", czy też mówi głośno to, o czym inni tylko myślą?

POSTAWA 2) - "Zdradzeni o świcie"

Teoria ta stanowi całkowite przeciwieństwo pierwszej. Katastrofa w żadnym wypadku nie była zwykła. Nie tylko ze względu na to, że zginęły najważniejsze osoby w państwie (nawet reprezentanci postawy 1) nie mogą temu zaprzeczyć), nie tylko dlatego, że jechały w celu szczególnym - uczczenia ofiar zbrodni katyńskiej, ale przede wszystkim dlatego, że katastrofa nie zdarzyła się przypadkowo. W wersji skrajnej nie ma wątpliwości co do tego, że był to zamach. Za argument wystarczy fakt, że władze rosyjskie nie miałyby przed zamachem żadnych oporów moralnych i drugi fakt, że kręcą (co do tego ostatniego to muszą to, choćby niechętnie przyznać i zwolennicy tezy 1)). Bardziej umiarkowana wersja zakłada, że była zdecydowana nieudolność strony rosyjskiej i to ona była prawdopodobnie przyczyną tragedii, choć wersję zamachu też zbadać należy. Rząd Tuska nie jest wprawdzie obwiniany o celowy zamach, ale też jego zaniedbania były przyczyną tragedii, więc Tusk "ma krew na rękach". Tym bardziej, że obóz polityczny Tuska faktycznie na tragedii skorzystał - obsadzając wakujące stanowiska swoimi ludźmi. Postawa ta od początku delegitymizuje obecny Rząd i Prezydenta. Od samego początku wskazywano, że nawet jeśli wyrażali oni żal to był on nieszczery. Logiczną konsekwencją tej postawy będzie odmówienie obecnemu rządowi (i innym legalnym instytucjom, takim jak Sejm czy Senat) legitymacji Narodu. Nie ma więc mowy o wspólnych obchodach rocznicy katastrofy czy też jakichkolwiek wspólnych obchodach czegokolwiek. Prezydent i Rząd to zdrajcy, a ze zdrajcami nie robi się niczego wspólnie.  Przy okazji Lech Kaczyński był jedynym prezydentem RP. Wałęsa? To agent Bolek. Nie jest istotne, że odegrał rolę w obaleniu komunizmu. On tylko pomógł spaść Jaruzelskiemu i innym na cztery łapy. Kwaśniewski? - Komuch, to jasne. Komorowski? - Ten chyba najgorszy, bo zdrajca, a poza tym sprawuje urząd teraz, a Wałęsa i Kwaśniewski już nie.

Może obie postawy opisałam nieco karykaturalnie, ale zapytuję: Czy w naszym kraju jest miejsce dla postaw innych? Np. takich, że skoro zginęły najważniejsze osoby w państwie nie może być mowy o "zwykłej" katastrofie, bez względu na jej przyczyny. Że co do przyczyn to ciągle wiemy niewiele, ale jeśli rozpatrujemy teorię zamachu to my musimy udowodnić, że zamach był, a nie druga strona, że zamachu nie było. Mimo tych zastrzeżeń jeśli jest ktoś zwolennikiem teorii, że zamach był i szuka poszlak, to też ma do tego prawo. Gdy w katastrofie w Gibraltarze zginął Premier Polskiego Rządu na Uchodźstwie - Władysław Sikorski - spory o przyczyny katastrofy trwają do dziś. Nikt nie udowodnił zamachu, ale nikt nie uważa zwolenników teorii zamachu za "oszołomów" niegodnych polemiki. Przy okazji: Sikorski też spoczął na Wawelu. Jako premier był delikatnie mówiąc "kontrowersyjny". Myślę, że miejsce pochówku wybrano przede wszystkim ze względu na symbol. Czy w Polsce jest miejsce na postawę, która dostrzega niewątpliwe zalety prezydentury Kaczyńskiego (np. działania w odniesieniu do Gruzji, symboliczne uznanie bohaterów dotychczas przemilczanych itp.), ale nie uważa by inni prezydenci nie byli prezydentami, a wszelkie posunięcia rządu należało bojkotować poprzez organizowanie osobnych uroczystości przy każdej okazji. Czy jest miejsce dla postawy, która uznaje wady III RP, pragnie IV RP (kto pamięta, że PiS nie był pierwszy w deklaracji projektu IV RP), ale widzi różnicę pomiędzy III RP i PRL?

Może ktoś mi odpowie: czy musimy żyć w skrajnościach?

Aleksandra
O mnie Aleksandra

Swoją "działalność polityczną" rozpoczęłam w roku 1968 w wieku lat... sześciu ;). Postanowiłam wtedy wyrzucić przez okno kilkanaście napisanych własnoręcznie "ulotek" o treści "W POLSCE JEST RZĄD GŁUPI". Zamiar nie udał się, bo gdy wyjawiłam go Tacie, ten przestraszył się nie na żarty (pracował na uczelni) i rzecz jasna zniszczył kartki. Motywacja mojej "działalności" była jednak specyficzna: chodziło o to, ze milicja przez parę dni obstawiała Rynek, a je lubiłam chodzić karmić gołębie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka